Lucyna Kulińska
O narodowcach raz jeszcze. Fragmenty artykułu recenzyjnego do książki Krzysztofa Komorowskiego – Polityka i walka. Konspiracja zbrojna ruchu narodowego 1939-1945.
W połowie roku 2001 na rynku ukazała się obszerna praca pana Krzysztofa Komorowskiego pod tytułem Polityka i walka. Konspiracja zbrojna ruchu narodowego 1939-1945. Książka niewątpliwie oczekiwana i potrzebna, gdyż brak było dotychczas nowej, pełnej monografii, poświęconej zbrojnej konspiracji ruchu narodowego czasów II wojny światowej. Praca ta składa się ze wstępu, 16 rozdziałów, zakończenia, bibliografii, indeksów i aneksów. Trzeba podkreślić, że zarówno pod względem formy (staranne i kosztowne wydanie, twarda lakierowana obwoluta, zdjęcia, fotokopie dokumentów), jak i doskonałego instrumentarium badawczego (obfita bibliografia – szczególnie źródłowa, indeks nazwisk, przypisy) spełnia ona wszelkie standardy dzieła, dla tego tematu przełomowego. Niestety w moim odczuciu, mimo że doceniam w pełni wysiłek autora włożony w jej napisanie, aby mogła stać się pozycją naprawdę wartościową, wymagać będzie jeszcze wielu poprawek i uzupełnień.
Uwagi ogólne
Na przykładzie omawianej pracy, po raz kolejny okazało się, że niektórych historyków interesują jedynie własne badania. Nie powinno być dyshonorem dla ustosunkowanego i dysponującego sztabem współpracowników naukowca, skorzystanie z wiedzy czy kontaktów badaczy z innych środowisk i zgromadzonych poza Warszawą źródeł. Z tego powodu w pracy nie zamieszczono wielu istotnych zbiorów archiwalnych, książkowych, a szczególnie artykułów, które nie były gromadzone i wydawane w centralnych, ośrodkach. Nie zostały też użyte w celu weryfikacji faktów, relacje wielu żyjących jeszcze świadków wydarzeń, czy ich rodzin.
Co ciekawe, równocześnie autor w sposób wybitnie krytycznie odnoszący się do wszystkich, badających wcześniej problem ruchu narodowego w Polsce, całymi garściami korzysta z ustaleń i ujawnionych źródeł niektórych z nich, innych zaś ignoruje. Często też cytowanych materiałów nie weryfikuje i powtarza popełnione w nich omyłki. Jak wykażę w części szczegółowej, największy na pozór walor pracy – ilość zamieszczanych dokumentów – nie zawsze świadczy o ich wartości. Znaczna część przytaczanych materiałów okazuje się bowiem niewiarygodna lub zawiera znaczące przeinaczenia.
Autor nie wykorzystał jednego z najciekawszych zbiorów dotyczących ruchu narodowego, jakim są „Teki Zielińskiego”, czyli kolekcja archiwaliów zgromadzonych przez Józefa Zielińskiego w Krakowie. Nie zapoznał się materiałami Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, gdzie wśród wielu ciekawych depozytów mamy m. in. obfity zbiór dokumentów okupacyjnych, w tym dotyczących pracy Delegatury, zgromadzony przez Wacława Świrskiego, czy wspomnienia dotyczące lat II wojny światowej Klaudiusza Hrabyka. Brak także w książce istotnych źródeł NSZ-towskich, szczególnie tych przechowywanych na emigracji (przede wszystkim z USA i Kanady). W dobie Internetu nawiązanie kontaktu z tymi ostatnimi placówkami jest rzeczą stosunkowo prostą. Kilka osób ze środowiska krajowych narodowców od lat jest z nimi w kontakcie, zaś wielu żyjących działaczy emigracyjnych, sprawujących nad nimi pieczę, po roku 1990 odwiedza kraj. Tak więc nie jest prawdą, że do źródeł amerykańskich nie da się dotrzeć. Analizując dzieje NSZ autor ograniczył się do kilku nazwisk, a większość wątków oparł na wspomnieniach Jerzego Iłłakowicza, pisanych ciekawie, ale dość „lekkim piórem” i miejscami mało wiarygodnych. Pominął natomiast wspomnienia i listy Siemiątkowskiego, Kemnitza czy Marcinkowskiego, których kserokopie znajdują się w rękach innych historyków. Szczególnie pisanie o Brygadzie Świętokrzyskiej, bez zapoznania się ze zbiorami emigracyjnymi, a także innymi, poza cytowanymi przez Komorowskiego dokumentami z archiwów niemieckich, wydaje się podejściem dość ryzykownym. Nie bez przyczyny wielu autorów w ubiegłych latach odstąpiło od całościowego opracowania tego tematu. Czyni to także pan Komorowski, nie wnosząc w zasadzie nic nowego do dotychczasowych ustaleń, a samej sprawie poświęcając mało miejsca. Nie stara się nawet podjąć polemiki z ciekawą tezą, że gdyby jakiemukolwiek oddziałowi AK udało się ujść prawie bez strat przed Rosjanami i zamiast do więzienia, gułagu czy do ziemi, trafił by na Zachód, to pisano by na jego cześć peany nawet w podręcznikach historii. Podobnie nie doczekaliśmy się, żadnych nowych wniosków w rozwikłaniu sprawy „Toma”, czyli Huberta Jury vel Junga, a jedynie niekompletne powtarzanie wcześniejszych ustaleń.
Mimo cytowania przez autora wielu maszynopisów i rękopisów, nie znalazłam wśród nich tak istotnych opracowań, jak maszynopis dotyczący dziejów NOW pióra Kazimierza Mireckiego, (a wiemy, że pisał to opracowanie przez wiele lat), czy rękopisu Józefa Haydukiewicza Rola Narodowych Sił Zbrojnych w czasie okupacji. Autor pominął też liczne artykuły ks. Kazimierza Litwiejki. Ponadto wiele materiałów opatrzonych adnotacją „zbiory własne autora”, już wiele lat temu prezentowanych było kolegom historykom przez panów: Leszka Żebrowskiego czy Rafała Sierchułę. Wydaje się, że elegancko byłoby chociaż zaznaczyć, w tekście w jaki sposób znalazły się one w „zbiorach własnych”. Nie sposób też nie wspomnieć o krążących w środowisku opowieściach o wyłudzaniu od rodzin materiałów przy użyciu, jako listu uwierzytelniającego, „świętego obrazka”. Nie jest to jedyny przykład niezbyt dżentelmeńskiego zachowania autora wobec innych historyków, świadków wydarzeń żyjących w kraju i na emigracji oraz ich rodzin, które po ukazaniu się książki czują się wykorzystane, a nawet zażenowane zawartymi w niej treściami. Nie uchodzi też używanie wobec kolegów po fachu, deprecjonujących ich badania, określeń: „w swym wywodzie”, „tu błędnie…” czy innych nieeleganckich epitetów w przypadku detali, choć gołym okiem widać, że generalne ustalenia prezentowane przez autora wyszły spod ich ręki.
Wszyscy historycy parający się obecnie wojennymi i powojennymi dziejami ruchu narodowego w Polsce napotykają na te same trudności i odmawianie im prawa do błędu wydaje się nie na miejscu. Minęło od opisywanych wydarzeń prawie 60 lat, zdecydowana większość świadków nie żyje, zachowane źródła są często bardzo ułomne, a systematycznych i oficjalnych badań nad tym tematem nie prowadzono przecież przez całe dziesięciolecia. Brak więc autorytetów (znawców i specjalistów od tego tematu), do których można by się odwołać w wypadkach wątpliwości. Ma więc prawo do błędów także pan Komorowski, ale trudno pogodzić się z lekceważącym tonem jaki pojawia się przy omawianiu prac poprzedników. To przecież najczęściej dzięki ich wysiłkowi mógł, już o wiele mniejszym nakładem pracy, napisać swoją książkę. Szczególnie przygnębiające wrażenie robi protekcjonalne potraktowanie katorżniczej pracy pana Leszka Żebrowskiego – pioniera i największego w Polsce znawcy problematyki narodowych struktur wojskowych. Jego książki i artykuły to nie przyczynkarstwo, to kamienie milowe, po których już lekko stąpać mógł pan Komorowski. Ba, można zaryzykować stwierdzenie, że bez jego zbiorów i współpracy ta książka by nie powstała. Podobnie rzecz ma się z badaniami innych historyków, szczególnie Tomasza Biedronia, Bogdana Chrzanowskiego, Wiesława Chrzanowskiego, Zbigniewa Siemaszki, Jerzego Tereja, Romana Wapińskiego, Stanisława Żochowskiego i innych. Najlepszym dowodem jak wiele to było osób, niech świadczy obfita bibliografia. Część z nich już w latach 70. i 80., kiedy to autor Polityki i walki pisał o narodowcach z pozycji komunistycznych, w ciężkim trudzie odtwarzała ich losy. Podobnie określane pogardliwie przez Komorowskiego mianem „studiów cząstkowych” prace, to te, nad którymi w o wiele trudniejszych warunkach (walcząc o każde źródło, bez kserokopiarek i laptopów) wielu z nich spędziło lata.
Ciekawe jest też, że w całej książce znaleźć można wiele pomyłek przy cytowaniu źródeł, tak jakby autor nie miał w ręce wszystkich oryginałów, a jedynie bryki, wypiski lub wiadomości czerpał z innych wtórnych źródeł czy książek. Wątki się rwą, zmienia się styl pisania, powracają powtórzenia wcześniej opisanych faktów, na nowo pojawiają się pseudonimy… Wydaje się, jakby tę książkę pisało kilka różnych osób, a nie jedna, panująca nad treścią i źródłami. Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba przyznać, że na nadmiar skromności twórca ten nie cierpi. Najbardziej zabawny wydaje się umieszczony we wstępie zarzut, że autorka jednej z cytowanych prac zamieszcza w niej nie zweryfikowane schematy UBP, kiedy autor sam ich w zasadzie nie weryfikuje, a na dodatek bez wstrętu większość pracy opiera na inkryminowanych źródłach, pochodzących z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Urzędu Ochrony Państwa. Zostanie to szerzej wykazane w części szczegółowej.
Wyraźnym mankamentem jest też fakt, że o wiele więcej w książce „walki” niż „polityki”, co prowadzi do mylnego wniosku, że dzięki niej, uda się czytelnikom zrozumieć sedno idei i założeń ideologicznych ruchu narodowego w Polsce. Wydaje się, że autor poszedł zbyt szerokim frontem. Chciał wykazać, że zna się na wszystkim, ale takie podejście okazało się zdradliwe. Nie brak prac traktujących o ideologii narodowej i autor powinien się z nimi zapoznać. Na przykład niezamieszczenie w książce analizy dorobku takich wybitnych teoretyków Organizacji Polskiej jak choćby Lech Neyman, uważam za rzecz niedopuszczalną. Tym bardziej, że owe „opuszczenia” w tekście i bibliografii dotyczą antyniemieckich opracowań tego autora. Niewątpliwie nie pasują one do przyjętej przez autora tezy o „kolaboracji” tego odłamu narodowców.
Krzysztof Komorowski jest przede wszystkim specjalistą od historii wojskowości, ale w tak monumentalnym dziele proporcje powinny być zachowane. Albo też inaczej, autor powinien zająć się raczej problemami wojskowymi i nie sięgać po ideologię ani politykę. Z tego powodu dochodzi bowiem w pracy do licznych pomyłek i niezręczności. Autor miesza w całym tekście struktury cywilne i partyjne, na przykład wydział propagandy SN, ze strukturami wojskowymi NOW, chociaż liczne dokumenty SN określają jasno to podporządkowanie. To, że istniały między nimi liczne związki personalne i w niektórych dzielnicach ich praca się zlewała, nie usprawiedliwia tej oczywistej pomyłki. Miesza też założenia ideologiczne Organizacji Polskiej i SN-frondy.
Już w tym miejscu należy zaznaczyć, że stałe utożsamianie przez autora w tekście OP jedynie z ONR jest poważnym błędem. Jest wiele dowodów w publikacjach, że było to grono ludzi elit intelektualnych i finansowych (szczególnie w „Zakonie”, do którego przynależność była obwarowana wieloma wymogami). Ich wpływy wybiegały daleko poza zwykłe podziały partyjne, nie mówiąc już o frakcyjnych. Pan Komorowski niestety pozwala tu sobie na uproszczenia.
Poza tym w książce autor dokonuje podziału narodowców na tych, których lubi i tych, których prawie nie toleruje. Pierwsi, to ci członkowie SN (NOW), którzy układnie zaakceptowali umowę scaleniową z AK. Oni jedni jego zdaniem reprezentowali „słuszną linię” i wykazali się „realizmem politycznym”. Ci źli, to członkowie byłego ONR, Organizacji Polskiej, Związku Jaszczurczego i w końcu NSZ-OP. W związku z tym unika omawiania relacji, publikacji, rozkazów i działalności tych formacji, mimo obfitości źródeł i materiałów. Stara się też nie cytować „Szańca”, a jedynie „Walkę”, „Wielką Polskę” czy „Wić Narodową”. Wyraźny jest niestety w pracy brak obiektywizmu. Trudno nie odnieść wrażenia, że niechęć do ONR i jej wojskowych przybudówek bierze się ze zbyt skąpej wiedzy autora na temat skrajnego skrzydła narodowców. O niebo lepiej Komorowski jest zorientowany w sprawach NOW i AK, bo i konspiracja mniej ścisła, i źródeł więcej. Występuje więc w pracy jednostronność interpretacji, która zafałszowuje rzeczywistość. To, co mniej poznane, nie musi od razu być gorsze. Lepiej zmilczeć lub przyznać się do niewiedzy na dany temat, niż forować zbyt jednoznaczne sądy. Przyjęta przez autora teoria spiskowa czyni go ślepym na niewątpliwe, z trudem wypracowywane osiągnięcia, jak np. skuteczny i doskonale zakonspirowany wywiad ZJ na terenie Reichu, czy spektakularne „akcje cukrowe”. Obarczając winą za kolaborację z Niemcami ZJ czy NSZ, zapomina o tym, co działo się w innych organizacjach politycznych i wojskowych. Szczególnie na terenie województw wschodnich, które po zaznaniu „dobrodziejstw” sowieckiego panowania miały do Niemców, szczególnie u schyłku wojny, nieco inne podejście, niż reszta okupowanego kraju. Poza tym, na skutek owego wyraźnego podziału na „dobrych” i „złych”, doprowadził swoją książką do kolejnych niepotrzebnych sporów i waśni w środowisku kombatanckim. Rozognił dawne urazy i animozje. Swą książką doprowadził nawet do zerwania kontaktów z krajem kilku znanych działaczy, którzy zawsze służyli krajowi swą wiedzą i dokumentami historycznymi. Niepotrzebnie. Szczegółowa analiza przeszłości i wspięcie się na wyższy poziom uogólnienia pozwala bowiem na zrozumienie motywacji obu stron, z których żadna nie ustrzegła się poważnych błędów. Ich konsekwencje miały zaś nie tylko wymiar fizyczny, ale i moralny dla kolejnych pokoleń. Nie wiemy, co w konsekwencji przyniosło większe szkody. Czy bezrozumne dopuszczenie do zniszczenia naszej stolicy, bastionu oporu narodu, czy niepotrzebne przeciąganie działalności podziemnej i narażanie kolejnych rzesz Polaków na represje zbyt silnego przeciwnika?
Kluczowy w myśli politycznej narodowców wątek polskiej racji stanu prowadzony jest bardzo pokrętnie. Celowo lub przypadkowo pominięto dokumenty dotyczące sporu między Roweckim, Sikorskim, Sosnkowskim i Borem-Komorowskim, na temat ewentualnego powstania i stosunku do Armii Czerwonej. Tymczasem aż 7 stron poświęcono omówieniu losów pewnego małżeńskiego trójkąta.
Jeśli chodzi o opracowanie zagadnień propagandy narodowej, trzeba przyznać, że i tu autor nie ustrzegł się licznych błędów. Poza wspomnianym już myleniem struktur cywilnych i wojskowych, trudno oprzeć się wrażeniu, że działalność propagandowa Stronnictwa Narodowego (w tym NOW) przedstawiona została zbyt skromnie, nieadekwatnie do ogromnej ilości i różnorodności wydawnictw, ale i znacznej liczby opracowań naukowych na ten temat. Autor nie dokonał też analizy kluczowego dla sprawy przejęcia zwierzchnictwa nad wydawnictwami stołecznymi SN, konfliktu Tadeusza Macińskiego z Centralnym Wydziałem Propagandy SN.
Duże zastrzeżenia budzi sam układ książki. Nie jest on do końca ani chronologiczny, ani tematyczny. Brak logicznego i konsekwentnego prowadzenia powoduje, że żaden wątek nie jest rozwinięty należycie i trudno śledzić losy zarówno osób, jak i problemów. Gdyby nie indeksy osób, w ogóle nie dało by się z książki korzystać, bo wszystko jest dokładnie przemieszane! Niezbyt fortunne jest także umieszczenie spisu treści na końcu (między kserokopiami dokumentów a reklamami) oraz brak indeksu nazw geograficznych, których występuje znaczna ilość. Dość dziwnie zestawione są też aneksy, ale może jest w tym jakieś głębsze przesłanie. Szkoda, że strony im poświęcone, tak samo jak karty ze zdjęciami, nie posiadają numeracji. W bibliografii nie ma bardzo wielu istotnych artykułów badaczy problematyki i to nawet tych z ostatnich lat, z to w kilku miejscach cytowane są wydania zagraniczne, trudno dostępne, gdy w większości bibliotek znajdują się ich polskie odpowiedniki.
Wydaje się, że przy pisaniu tak monumentalnego dzieła trzeba mieć jakąś ideę lub choćby pomysł na wyjaśnienie, o co naprawdę narodowcom chodziło, co osiągnęli, co przegrali i dlaczego? Napisano na ten temat wiele prac, są wydane dokumenty. Wystarczy przytoczyć książkę prof. Bogumiła Grotta Nacjonalizm chrześcijański, by pojąć z jak złożoną, ale i ciekawą materią mamy do czynienia. Niestety czytelnicy mogą się tylko dowiedzieć, co o poszczególnych odłamach tej formacji myślał autor. A myślał z niechęcią. Nie jest bowiem prawdą, co pisze Komorowski, że to społeczeństwo po wojnie odrzuciło tą organizację. To Polska została unicestwiona jako samodzielne państwo. Ludzie nie mieli już wyboru i nie mogli powiedzieć komu chcą oddać rządy! W tym kontekście niech będzie mementem dla autora, zachowanie tysiąca polskich dzieci w Stanisławowie jesienią 1945 roku, kiedy w prawie już „oczyszczonym” z Polaków mieście w ostatniej polskiej szkole w Śródmieściu, na mityngu z okazji rocznicy „wyzwolenia”, kazano im wznosić radosne okrzyki na cześć Armii Czerwonej i Stalina. Dzieci stały i milczały. Mimo wściekłości rosyjskich nauczycieli, strachu przed represjami, mimo że ich rodzice byli już przymusowo obywatelami sowieckimi… Ich patriotyzmu uczyć nie było trzeba. Raportowała o tych wydarzeniach, z narażeniem życia, jedna z ostatnich na tych terenach łączniczek Narodowej Organizacji Wojskowej.
Uwagi szczegółowe
Uwagi szczegółowe opracowane zostały przeze mnie wspólnie z grupą osób, która od lat pomaga mi swą wiedzą, zgromadzonymi archiwami i relacjami przy próbach rekonstruowania dziejów ruchu narodowego. Są to: pani mgr Zofia Bartczak – córka Stanisława Kasznicy (wybitnego działacza podziemia ZJ i NSZ, zamordowanego wyrokiem sądów wojskowych w roku 1948), pan prof. Tomasz Biedroń (Akademia Pedagogiczna w Krakowie, autor wielu prac na temat ruchu narodowego w Polsce), pan mgr Leszek Żebrowski z Warszawy (wybitny znawca problematyki narodowych struktur podziemnych), pan mgr Karol Jakubowski (były członek NOW i AK Okręgu Krakowskiego), pan mgr Krzysztof Kaczmarski (historyk, doktorant Akademii Pedagogicznej w Krakowie, przygotowujący dysertację na temat podziemnych struktur politycznych i wojskowych w województwach południowo- wschodnich RP), pan Mirosław Orłowski, (historyk, doktorant Uniwersytetu Poznańskiego, znawca problematyki pionu propagandy SN i podziemnych struktur ONR lat 1939-47) oraz pan mgr Rafał Sierchuła (historyk z Poznania, autor wielu publikacji na temat wojennych losów narodowców w Wielkopolsce). W tym miejscu wyrażam im za współpracę gorące podziękowanie. Z większością tych osób, mimo że miał możliwość, autor nie skonsultował swego tekstu, a szkoda, bo to naprawdę doskonali fachowcy, a kontakt z nimi pozwoliłby mu uniknąć wielu pomyłek. Być może prezentowane uściślenia przydadzą się młodym historykom, którzy, miejmy nadzieję, staranniej będą rozwijać ten ciekawy temat.
[ Tu następują bardzo obszerne i udokumentowane uwagi szczegółowe (opracowane wspólnie z wyżej wymienionymi osobami), które są dostępne w pełnym – i bogato opatrzonym przypisami – tekście artykułu, opublikowanym przez nas w formie dostarczonej przez autorkę – przypis redakcji. ]Podsumowanie
Jeżeli praca Krzysztofa Komorowskiego miałaby być ostateczną monografią ruchu narodowego lat 1939-1945, roli tej niestety w obecnej formie nie spełnia. Niezbędne jest jej drugie, poprawione wydanie, gdyż wiele wątków należy jeszcze dopracować i uzupełnić. Wymagania wobec niej muszą być większe niż wobec prac pionierskich, gdyż opiera się na dorobku licznych poprzedników. Nieelegancko potraktowani historycy powinni być przez autora przeproszeni, a ich ustalenia jeszcze raz przemyślane, a przede wszystkim przeczytane- bo braki w bibliografii świadczą o tym, że często nie były w ogóle autorowi znane. Ich niewykorzystanie to błąd, bo powstawały one w poszczególnych ośrodkach w oparciu o szczegółowe kwerendy zbiorów lokalnych i relacjach naocznych świadków, które nie docierały do centralnych archiwów. Uzupełnienie bibliografii jest więc jednym najistotniejszych postulatów. Duża ilość błędów w budowie terytorialnej narodowej organizacji wojskowej i obsadach stanowisk wykazana tylko na przykładzie organizacji krakowskiej, rzeszowskiej i poznańskiej pozwala domniemywać, że nie lepiej rzecz ma się z pozostałymi okręgami.
Należy też skorygować bazę źródłową i poszerzyć o materiały archiwów krajowych, a ponadto amerykańskich, kanadyjskich (zbiory po zmarłych i żyjących działaczach narodowych, którzy w dużej liczbie tam się osiedlili) oraz niemieckich i rosyjskich. Warto też uzupełnić ją o zbiory rodzinne, jak np. archiwum Jacka Nikischa czy „Teki Zielińskiego” i jeszcze raz przyjrzeć się cytowanym fragmentom źródłowym, bo stanowczo za wiele jest w nich błędów, co nasuwa myśl, że autor nie oglądał ich osobiście. Często ulega też w pracy zmianie sens cytatów, co miejmy nadzieję, nie jest świadomą manipulacją, a jedynie omyłką. Niezbędnym jest wykorzystanie we wnioskach ogólnych ustaleń innych badaczy i przemyśleń autora dotyczących ideologii narodowej. Brak znajomości źródeł na ten temat wypacza bowiem cały sens podjętej analizy. Dopiero wtedy będzie można powiedzieć, że prawdziwa monografia ruchu narodowego czasu wojny i okupacji powstała.
Na zakończenie należy zwrócić uwagę na dość niepokojące zjawisko. Na książce widnieje data wydania rok 2000. Tymczasem jak wiadomo ukazała się ona drukiem i na rynku dopiero w połowie roku 2001. Tajemnicą jest więc, jak mogła otrzymać nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w konkursie z roku 2000 praca, która nie istniała w obiegu naukowym, nie miała zewnętrznych recenzji i nie mogła być oceniona przez innych historyków?
Ponadto pół roku (do czerwca 2001) miał autor Polityki i walki na zapoznanie się z książką Lucyny Kulińskiej (red.), Mirosława Orłowskiego i Rafała Sierchuły: Narodowcy. Myśl polityczna i społeczna Obozu Narodowego w Polsce w latach 1944-47, która ukazała się w PWN w styczniu 2001 roku, gdzie zostały wyjaśnione wszystkie zarzucone mi w pracy Komorowskiego nieścisłości i pomyłki. Mimo to K. Komorowski nie zmienił w tekście, a chociażby w przypisach, złośliwych przytyków. Tymczasem, nosząc fałszywą datę roku 2000, jego praca sprawia wrażenie, że autorka ta mogła z niej skorzystać, co prawdą nie jest.
dr Lucyna Kulińska
adiunkt Wydziału Nauk Społecznych Stosowanych AGH w Krakowie
Kraków, luty 2002