W dniu 18 lipca 1946 roku doszło do wydarzenia bez precedensu w skali całego kraju. Tego dnia połączone oddziały partyzanckie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” (WiN) por. Leona Taraszkiewicza ps. „Jastrząb” i Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) ppor. Stefana Brzuszka ps. „Boruta” zorganizowały zasadzkę na funkcjonariuszy chełmskiego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP), którzy przybyli do Siedliszcza, powiat chełmski, by przeprowadzić tam aresztowania wśród członków miejscowego podziemia antykomunistycznego. Przypadkiem w ich ręce wpadła siostra ówczesnego pseudo-prezydenta Polski Bolesława Bieruta − agenta gestapo i NKWD.
Partyzanci ulokowali się na szosie z Chełma do Lublina, na wysokości wsi Kamionka. Podając się za wojskową grupę operacyjną, rozpoczęli kontrolę pojazdów. Około godziny 15.00 zatrzymano, jadący od strony Chełma, półciężarowy amerykański Bedford. Odpowiedzialny wówczas za kontrolę pojazdów, a żyjący do dziś Stanisław Pakuła ps. „Krzewina”, wyszedł na szosę i dał znak, aby kierowca zjechał na pobocze. Komendant „Jastrząb” mówi: kontrola, a pani o włosach kasztanowych mówi: jak tak można rodzinę prezydenta zatrzymywać, a „Jastrząb” odpowiedział: a my chłopcy z lasu. Pani zbladła. Tak wspomina dzisiaj 91-letni „Krzewina”.
Jak się okazało, oprócz kierowcy samochodem tym jechała Julia Malewska, rodzona siostra Bolesława Bieruta, jej mąż Bolesław Malewski, syn Wacław Malewski z żoną Wacławą i jej matką Zofią Kańczukowską oraz dwoma znajomymi. Krewni Bieruta przed 1939 rokiem i podczas wojny mieszkali w Chełmie. Na początku 1946 roku Julia Malewska z mężem i synową wyjechali do Warszawy, by zamieszkać u boku Bieruta w Belwederze. Syn Wacław planował wyjechać do Gdańska, więc pozostał w Chełmie, by załatwić wszelkie związane z tym sprawy. W dniu 17 lipca, po godzinie 15.00, Julia i Bolesław Malewscy wraz z synową Wacławą i jej matką przyjechali z Warszawy, by pomóc synowi w sprawach związanych z przeprowadzką. 18 lipca około godziny 14.00 wszyscy ruszyli w drogę powrotną do stolicy, jednak zostali zatrzymani przez leśnych.
Około godziny 20.00 partyzanci rozlokowali zatrzymanych u zaufanych gospodarzy, głównie w miejscach wcześniej przygotowanych. Do posiłków zasiadali razem. Partyzanci WiN i NSZ zachowywali się wobec jeńców grzecznie, ale z dystansem. Wymusili na nich, aby przed śniadaniem odśpiewali „Kiedy ranne wstają zorze”, a przed kolacją „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. Wyglądało to i brzmiało dość zwyczajnie, gdy się słuchało tych pieśni, ale dość śmiesznie, gdy się spojrzało na ten chór i uświadomiło sobie, kto śpiewa!
W sobotę 20 lipca 1946 roku przyjechał komendant Obwodu Włodawa WiN kpt. Zygmunt Szumowski ps. „Komar”. W obecności członków sztabów obu oddziałów odbyło się długie spotkanie z rodziną Bieruta. Dowódcy wręczyli Julii Malewskiej list adresowany do jej brata Bolesława. List prawdopodobnie napisał ppor. Stefan Brzuszek ps. „Boruta”. Oto jego treść: Zatrzymaną rodzinę Pańską wypuszczamy na wolność całych i zdrowych. Gdybyśmy chcieli zastosować wobec rodziny Pana metody jakie stosuje Urząd Bezpieczeństwa Publicznego wobec rodzin aresztowanych politycznie Polaków – winniśmy rodzinę Pańską zmasakrować, powybijać zęby, wyłamać ręce. Nie zrobimy tego, nam obce są bestialstwo i rozpasanie, nie zatraciliśmy etyki chrześcijańskiej, walczymy tylko z tymi, którzy mają umazane ręce w niewinnej krwi bratniej. My nie chcemy przelewu krwi bratniej, a do tego rozpaczliwego kroku pcha Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Wypuszczamy Pańską rodzinę na wolność – nie żądając za to nic – uważamy jednak, że podobnie postąpi Pan Panie Prezydencie i każe Pan zwolnić aresztowane rodziny ściganych politycznie.
21 lipca rankiem przewieziono zatrzymanych furmanką do Libiszowa, gdzie oddano im samochód, odprowadzono na szosę i puszczono wolno. Odjechali do Lublina, a później pociągiem do Warszawy.
Na zdjęciu ppor. Stefan Brzuszek ps. „Boruta” − dowódca oddziału NSZ/NZW.