Mirosław Ostromęcki
Od początków Powstania Warszawskiego „Szaniec” stał się jedynym pismem Narodowych Sił Zbrojnych, wydawanym regularnie drukiem aż do pierwszych dni października 1944 r. Dlaczego właśnie „Szańcowi” przypadła taka rola w powstaniu? W okresie okupacji był on pierwszym pismem konspiracyjnym Związku Jaszczurczego, które zaczęło wychodzić już w końcu 1939 r. Następnie ukazywały się kolejno: „Polska Informacja Prasowa”, „Naród i Wojsko”, „Załoga”, „Placówka”. Po powołaniu w 1942 r. Narodowych Sił Zbrojnych, Wydawnictwo „Szaniec” wydawało również czasopismo „Narodowe Siły Zbrojne”, jako organ Komendy Głównej NSZ. „Szaniec”, wydawany jako tygodnik (w okresach przejściowych trudności co dwa tygodnie) w nakładzie 30 tysięcy egzemplarzy, był wśród tych pism najpopularniejszy.
„Szaniec” wywodził się ideologicznie z przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego. W czasie okupacji postawił przed społeczeństwem problem walki z dwoma wrogami, walki o ziemie zachodnie oraz sprawę przygotowania na okres powojenny nowoczesnego ustroju państwa. W konsekwencji tej linii politycznej środowisko „Szańca”, skupione w Narodowych Siłach Zbrojnych oraz w Służbie Cywilnej Narodu (SCN), było w ówczesnej sytuacji wojskowej i politycznej przeciwne akcji „Burza” oraz wywołaniu powstania. Z tych powodów kierownictwo AK nie uznało za słuszne powiadomienie NSZ, drugiej liczebnie po AK organizacji wojskowej, o wyznaczonym przez siebie terminie powstania.
We władzach politycznych i wojskowych NSZ oczywiście zdawano sobie sprawę z możliwości wybuchu powstania w Warszawie i poczyniono szereg posunięć, takich jak koncentracja oddziałów w okręgach centralnych i południowych i przeniesienie do tych okręgów władz naczelnych. Jednakże okręg warszawski pozostał nie przygotowany do wybuchu powstania w dniu 1 sierpnia.
Opierając się jedynie na informacjach nieoficjalnych, częstokroć sprzecznych, zarządziłem na godzinę szesnastą 1 sierpnia odprawę organizacyjną sekcji wydawniczych i kolportażowych w lokalu konspiracyjnym na Woli, w celu przygotowania dodatkowych środków łączności, punktów nasłuchu, prowizorycznych drukarni oraz ich ochrony w różnych dzielnicach miasta. Byłyby one uruchamiane w zależności od rozwoju sytuacji powstańczej. Do tej odprawy niestety nie doszło. Jadąc na nią rowerem, przejechałem spokojnie przez całe śródmieście, ale na Wolskiej już się zaczęło. Wpadłem w tak silny ogień posterunków niemieckich, że musiałem zawrócić. Chciałem dotrzeć na ulicę Filtrową, gdzie zostawiłem bez uprzedzenia i zabezpieczenia żonę z dwojgiem małych dzieci. Powstanie ogarniało już całe miasto. Nie mogąc jechać dalej Piękną z powodu bardzo silnego ostrzału z gmachu centrali telefonicznej, schroniłem się u kolegi organizacyjnego Konstantego Okónia, w małym domu tuż pod bokiem silnie obsadzonego przez Niemców gmachu telefonów. W tej sytuacji zostałem zablokowany przez kilka dni nim udało mi się przedostać obok na ulicę Mokotowską do kompanii AK „Czarnego” (naszego kolegi Michała Słomińskiego). Michał zorientował mnie w ogólnej sytuacji powstania i pomógł nawiązać kontakt z kolegami organizacyjnymi, którzy znajdowali się w śródmieściu. Ta grupa, z powodu zaskoczenia powstaniem dosyć przypadkowa, reprezentowała Związek Jaszczurczy, Narodową Organizację Wojskową i NSZ. W porozumieniu z kolegami podjąłem wydawanie „Szańca”, jako pisma NSZ w Powstaniu Warszawskim.
Dlaczego z pośród innych wspomnianych wyżej pism naszej grupy z okresu okupacji, wybór padł właśnie na „Szańca”? W czasie Powstania Warszawskiego znękane społeczeństwo szukało przede wszystkim odpowiedzi – dlaczego? i co dalej? Odpowiedź na oba pytania mogła być tylko polityczna, a musiała być, wobec tak umęczonego społeczeństwa, niezakłamana. Taką prawdę, choć najbardziej bolesną, mogło dawać tylko pismo szeroko znane. Pismo politycznie bezkompromisowe wobec skomplikowanej sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej okresu okupacji. Stanowisko „Szańca” trafiało w dziesiątkę, jeśli chodziło o nastroje społeczeństwa wobec powstania. „Szaniec” był przeciwny Powstaniu Warszawskiemu, ostrzegał przed nim władze Państwa Podziemnego, jednakże po wybuchu powstania wzywał do walki i mobilizował wszystkie własne i społeczne środki, wzywał wszystkie oddziały NSZ i rozproszonych w Warszawie żołnierzy NSZ do podporządkowania się dowództwu powstania. Wewnątrz NSZ zawieszono wszelkie podziały i nieporozumienia.
Redakcję „Szańca” udało się odtworzyć w ciągu tygodnia, przede wszystkim z poprzednich pracowników, którzy mieszkali lub znaleźli się w śródmieściu. Moim zastępcą ds. redakcyjnych był nadal dziennikarz przedwojenny, red. Antoni Chrząszczewski „Anioł”, bardzo zdolny komentator polityki zagranicznej. Sekretarzem redakcji była Hanka Paszyńska, również pracująca w redakcji przed powstaniem. U Witolda Bayera, adwokata, zbierało się kolegium redakcyjne, które dostarczało materiały polityczne, opracowywane następnie w redakcji. „Szaniec” został zalegalizowany w Delegaturze Rządu oraz w Dowództwie AK. Umożliwiło to korzystanie z serwisu prasowego kierownictwa powstania oraz, co najważniejsze, drukowanie go jako pisma codziennego w liczbie ok. 10 tysięcy egzemplarzy przez drukarnie wojskowe WZW, świetnie zorganizowane pod kierownictwem Jerzego Rutkowskiego. Nasze własne zakłady drukarskie, działające w okresie okupacji, znalazły się w czasie powstania w dzielnicach nadal zajętych przez Niemców. Od połowy sierpnia do końca Powstania Warszawskiego ukazały się 43 numery „Szańca”, od nr. 12 do nr. 54.
Oprócz materiałów informacyjnych otrzymywanych z centrum prasowego powstania, mieliśmy własny nasłuch radiowy, który umożliwiał kontrolę oraz uzupełnianie serwisu oficjalnego. Codzienne wiadomości w „Szańcu” o sytuacji na frontach powstania były opracowywane również na podstawie informacji otrzymywanych od zwartych oddziałów NSZ, biorących udział w walkach na różnych odcinkach. Z oddziałami tymi starałem się w miarę możliwości nawiązać kontakt i wyznaczyć korespondentów wojennych naszego pisma. Były to: Zgrupowanie „Chrobry II” z czterema kompaniami NSZ, pułki im. H. Dąbrowskiego i im. gen. W. Sikorskiego, Brygada Zmotoryzowana „Koło”, Zgrupowanie „Sokół”, kompania „Czarnego”, trzy kompanie w Zgrupowaniu „Gozdawa”. O sytuacji naszych oddziałów w Kampinosie otrzymywaliśmy tylko sporadyczne informacje.
Korespondencje wojenne zamieszczane w „Szańcu” dotyczyły zarówno oddziałów NSZ jak i AK. Między innymi zamieszczałem własne relacje z zażartych walk o Politechnikę Warszawską, gdzie docierałem często, będąc związany z jej terenem, gmachami i ludźmi jeszcze od czasów przedwojennych. Zacięte walki toczyły się o każdy gmach. Brałem udział w przeciwnatarciu, jakie poszło z gmachu głównego w kierunku budynku Techniki Cieplnej. Żołnierze – nieźle uzbrojeni – wyskakiwali przez okna parteru Audytorium III. Prowadził ich major, którego jedynym uzbrojeniem była trzcinka, którą energicznie wymachiwał, wskazując kierunki natarcia i wydając rozkazy plutonom. Z pistoletem w ręku pobiegłem za nim. Przeciwnatarcie o tyle się udało, że Niemców odrzucono, jednakże, pod ich coraz silniejszym ogniem, trzeba było wracać. Bohaterski major był na politechnice sławny z dawania przykładu własną odwagą i zdecydowaniem. Następnego dnia napisałem o nim w „Szańcu”.
Bardzo istotnym oparciem materiałowym i organizacyjnym od samego początku wydawania naszego pisma byli koledzy ze Zgrupowania „Chrobry II”, a szczególnie z Kompanii „Warszawianka”, w której odnalazłem przyjaciół, m.in. porucznika Tadeusza Siemiątkowskiego „Mazura”, dowódcę Akcji Specjalnej NSZ w Warszawie. W „Warszawiance” dostałem, niezbędną do swobodnego poruszania się po mieście, legitymację AK na konspiracyjne nazwisko „Majewski”, ze stopniem podporucznika, faktycznie przeze mnie posiadanym wówczas w NSZ, oraz mundur powstańczy szyty z jakiegoś zdobycznego zielonego materiału. Pistolet miałem własny już od początku powstania.
Lokal redakcyjny uruchomiłem od razu, zajmując mieszkanie wynajmowane w latach 1943-44 pod pozorem biura handlowego na ulicy Wspólnej. Było to miejsce wygodne, spokojne, z wejściem z drugiej bramy w oficynie, nie zwracające uwagi. Jednakże, w miarę zaostrzającej się sytuacji wewnętrznej w powstańczej Warszawie i nasilającej się infiltracji komunistycznej, zagrożenie organizacji narodowych stało się poważne. Wówczas „Warszawianka” wystawiała wartę dla ochrony redakcji.
Do „Warszawianki” chodziłem dosyć często, chociaż zabierało to dużo czasu. Należało przedostać się w poprzek Alei Jerozolimskich przez wykop, który znajdował się w zasięgu ostrzału niemieckiego. Długie kolejki ludzi oczekiwały na przepuszczenie przez posterunki, gdyż była to jedyna komunikacja między dwoma częściami śródmieścia, południową i północną. Moja legitymacja służbowa zapewniała mi przyspieszone przejście, jeśli nie było blokady dla transportów specjalnych. Kilkakrotnie wygłaszałem w Zgrupowaniu „Chrobry II” prelekcje o sytuacji wewnętrznej w kraju oraz o sytuacji na frontach.
Kolportaż „Szańca” opierał się na kolegach z oddziałów NSZ oraz na odtworzonej siatce kolportażu z okresu okupacji. Zapotrzebowanie na wszelkie gazetki było ogromne, a „Szaniec” był przyjmowany specjalnie serdecznie i podawany z rąk do rąk. Najważniesze było to, że cieszył się zaufaniem. Nie okłamywał rzekomymi sukcesami. Mówił prawdę o przeżywanej tragedii, a jednocześnie krzepił wiarę w przyszłość narodu.
W czasie Powstania Warszawskiego zacierały się podziały polityczne i wojskowe w społeczeństwie. Konsolidacja ludności do wspólnej walki nie obejmowała komunistów, którzy przygotowywali drugą okupację przy pomocy swoich organizacji wojskowych: Gwardii Ludowej, Armii Ludowej oraz, idącej również po ich linii, Polskiej Armii Ludowej płk. J. Skokowskiego.
„Szaniec” w czasie Powstania Warszawskiego, zachowując samodzielność wyrażania myśli politycznej wobec narastającego zagrożenia komunistycznego, mobilizował opinię na rzecz walki z Niemcami pod jednolitym dowództwem Armii Krajowej. Jednocześnie był pismem narodowym dla wszystkich, niezależnie od przynależności do ugrupowań, stronnictw oraz podziałów, jakie istniały w czasie okupacji, nawet w samych Narodowych Siłach Zbrojnych. O takim właśnie stanowisku świadczy fakt złożenia wizyty w redakcji „Szańca” przez ppłk. „Lesińskiego”, poprzednio mianowanego przez gen. „Bora” dowódcą tej części NSZ, która podporządkowała się AK w końcowym okresie okupacji. Ppłk. „Lesiński” w rozmowie ze mną wyraził uznanie dla stanowiska „Szańca” w okresie Powstania Warszawskiego, mimo że pismo było przeciwne jego poprzednim działaniom w NSZ.
Niemcy, napotykając bohaterski opór i niezłomną wytrwałość nie tylko żołnierzy, ale również całej cywilnej ludności Warszawy, chcieli wszelkimi sposobami złamać morale społeczeństwa. Tę właśnie postawę warszawiaków podtrzymywała i krzepiła prasa powstańcza – m.in. „Szaniec”. Z tego względu Niemcy starali się niszczyć ośrodki wydawnicze i drukarskie za pomocą ciężkich pocisków i bomb lotniczych, w miejscach określanych przez ich wywiad. W ten sposób niszczono zakłady drukarskie, w których był również drukowany „Szaniec”. Nakłady pism powstańczych ulegały stopniowemu zmniejszaniu. W połowie września bomby spadły na dom przy ulicy Wspólnej, gdzie mieściła się nasza redakcja. Zniszczeniu uległ front kamienicy, ale ocalała oficyna, w której mogliśmy pracować dalej. Współpracowników redakcji ubywało na skutek różnych wypadków, lecz nigdy nie brakło ochotników na zastępstwo. Każdy chciał być czynny. Zaangażowanie w pracę i walkę umożliwiało przeżycie tego, co się działo wokół. Wśród gruzów trzeba było wyszukiwać maszyny drukarskie, na których można było jeszcze drukować – jeszcze jeden numer więcej! „Szaniec” wychodził do końca powstania. Ostatni numer, datowany w październiku, żegnał ludzi opuszczających gruzy miasta walczącego do końca.